To ja - pogoda ducha twa
Zawsze uśmiechnięta i pełna energii. Pasjonatka zdrowego odżywiania, które stara się zaszczepić wszystkim wokół. Jej misją jest propagowanie zdrowego stylu życia i bycia. Poznajcie Bożenę Kobosko, właścicielkę sklepu ekologicznego „Zdrowa Spiżarnia” w Białymstoku.
Marzena Bęcłowicz: Czy prowadzenie sklepu ze zdrową żywnością było Pani marzeniem?
Bożena Kobosko: Pochodzę z Gołdapi. Po skończeniu liceum zdecydowałam się na studium ekonomiczne, a potem zaoczne studia w Białymstoku. Wybrałam finanse i bankowość. W tym samym czasie zaczęłam pracować w banku - co było wówczas moim największym marzeniem. Pięłam się po szczeblach kariery bankowca nadal pogłębiając naukę. Najpierw był marketing i zarządzanie a potem obrót nieruchomościami.
Dzięki pomocy rodziców 21 lat temu na dobre przeprowadziłam się do Białegostoku, jednocześnie kontynuując pracę w banku. Pracowitość, uczciwość, rzetelność, perfekcyjność w działaniu a także komunikacja z klientem - tego wszystkiego nauczyłam się dzięki tej pracy. Los mnie jednak zaskoczył. Z przyczyn ode mnie niezależnych zakończyłam pracę w banku i jak się potem okazało była to zmiana na dobre. I to właśnie wtedy pomyślałam, że mogłabym założyć sklep ze zdrową żywnością.
Komfortowo, nowocześnie, dyskretnie
Twoja Klinika to unikatowe miejsce na mapie Podlasia. Ta nowoczesna placówka medyczna świętuje w grudniu tego roku swoje pierwsze urodziny. Jakie usługi świadczy i jak zmieniła się na przestrzeni pierwszych dwunastu miesięcy istnienia, opowie Magdalena Kun-Buczko, jej współzałożycielka i menagerka.
Marzena Bęcłowicz: Kto wpadł na pomysł stworzenia Twojej Kliniki?
Magdalena Kun-Buczko: Pomysł zrodził się w głowach dwóch osób - mojej i mojego wieloletniego kolegi dr Tomasza Konończuka. On jest lekarzem, natomiast ja doktorem nauk prawnych. Jego wieloletnie doświadczenie w branży medycyny estetycznej i kontakt ze środowiskiem plus moje obserwacje i doświadczenie zawodowe, zaowocowały wspólną decyzją o utworzeniu miejsca dedykowanego pacjentom z różnymi potrzebami. Dzięki naszym dobrym relacjom udało się pozyskać zaufanie kilku osób, z którymi wystartowaliśmy. W miedzyczasie trwał proces wyboru urządzeń. Ostatecznie jako pierwsi w Polsce zdecydowaliśmy się m.in. na laser Fotona QX Max - bezwzględny w usuwaniu tatuaży i przebarwień. Poza tym obydwoje z Tomkiem chcieliśmy, by Twoja Klinika była miejscem, które będzie koncentrowało się na świadczeniu usług z zakresu dermatologii i medycyny estetycznej, ale też dążyliśmy do tego, by te dwie specjalizacje „obudować” specjalistami z innych dziedzin. Często współpraca dermatologa, czy lekarza medycyny estetycznej wymaga np. konsultacji endokrynologicznej, czy ginekologicznej. W takich przypadkach dla pełnej i trafnej diagnozy wzajemna współpraca lekarzy jest niezbędna.
Twoje nogi w moich rękach
Popow – to nazwisko zna każdy, kto miał lub ma problemy z żylakami. Chodzi oczywiście o doktora Andrzeja Popowa z Hajnówki, który od blisko 15 lat zajmuje się diagnostyką i leczeniem schorzeń żył, a w szczególności bezoperacyjnym leczeniem żylaków metodą skleroterapii.
Marzena Bęcłowicz: Dlaczego zdecydował się Pan związać swoją przyszłość z medycyną? To tradycja rodzinna?
Andrzej Popow: Choć to się często zdarza, że zawód przechodzi z ojca na syna, nie pochodzę rodziny lekarskiej, a moi rodzice nie mieli nic wspólnego z medycyną. Natomiast wiem, że w naszej dalszej rodzinie byli lekarze. Ja decyzję o tym, że nim będę podjąłem w szkole podstawowej. Kończąc ją zastanawiałem się, czy później wybrać Liceum Pielęgniarskie, które w tamtym czasie istniało w Bielsku Podlaskim, czy Liceum Ogólnokształcące z profilem biologiczno-chemicznym. Wybrałem to drugie i nie żałuję, gdyż spotkałem tam wspaniałych nauczycieli. Następnie były studia na Wydziale Lekarskim ówczesnej Akademii Medycznej w Białymstoku, dyplom, staż i praca na oddziale chirurgicznym w szpitalu w Hajnówce, w którym pracuję do dziś. W 1990 r. zdobyłem I stopień specjalizacji z chirurgii ogólnej, zaś w 1995 – II stopień. Po ukończeniu kursów ze skleroterapii u prof. Zbigniewa Rybaka z Wrocławia oraz kursu USG Doppler, podjąłem się leczenia żylaków oraz owrzodzeń żylnych. W 2004 r. rozpocząłem pracę w prywatnym gabinecie, a dziesięć lat później uzyskałem tytuł doktora nauk medycznych.
W zgodzie z samą sobą
„Zakleszczy, wyrywa, z paszczęki ubywa. Z trzyletniej dziewczynki, wyrywa jedynki. Gdy czuje zmęczenie - katuje korzenie. Dentysta - sadysta, sadysta - dentysta”. Pamiętają Państwo taką piosenkę? Nie? I dobrze! Bo nie ma ona nic wspólnego z osobą, którą chciałabym Wam przedstawić. To lek. stom. Magdalena Ziemkowska-Suchodolska, właścicielka Centrum Stomatologii Classic w Białymstoku. Drobna, niepozorna i ciągle uśmiechnięta blondynka. Żaden tam z niej sadysta…
Marzena Bęcłowicz: Jest Pani dentystką od dwunastu lat. Jak zaczęła się Pani „przygoda” ze stomatologią?
Leczymy zwierciadła duszy
Z myślą o małych i trochę większych, odważnych i bojaźliwych - ogólnie, wszystkich potrzebujących pomocy okulisty - powstało w naszym mieście Centrum Medyczne „Okolandia”. Zajmuje się diagnozowaniem i leczeniem zachowawczym schorzeń narządu wzroku u najmłodszych. O placówce opowie właściciel - Piotr Cudowski.
Marzena Bęcłowicz: Okolandia to stosunkowo niedawno otwarty prywatny ośrodek okulistyczny. Kto może liczyć na Waszą pomoc?
Piotr Cudowski: Największe grono naszych pacjentów stanowią dzieci (łącznie z noworodkami i wcześniakami), ale przyjmujemy też dorosłych. Dla nas najważniejszy jest wzrok pacjenta. Nasi specjaliści łączą w pracy profesjonalizm i wieloletnie doświadczenie kliniczne z wielką empatią i szacunkiem wobec pacjentów. Cechujemy się niestandardowym podejściem do chorób oczu oraz nowatorskimi rozwiązaniami. Wyróżnia nas nowoczesne zaplecze diagnostyczne, przyjazny klimat przychodni, zaangażowanie i odpowiedzialność.
Elementarz czy zabawki
Szkoła czy przedszkole? Od kiedy rząd cofnął obowiązek szkolny dla sześciolatków, z pewnością wielu rodziców zadało sobie to pytanie. Odpowiedź na nie prosta nie jest. Poprosiłam Katarzynę Ruszczyk, pedagoga specjalnego i Marzenę Smyk, psychologa dziecięcego z Niepublicznej Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej nr 2 w Białymstoku o rady dla rodziców, stojących przed tym trudnym wyborem.
Marzena Bęcłowicz: Rząd cofnął obowiązek szkolny dla sześciolatków, ale mam wrażenie, że nałożył tym samym duży ciężar na barki rodziców. Ci bowiem muszą teraz sami zdecydować o przyszłości edukacyjnej dziecka. Czy uważa Pani, że rodzice są w stanie podołać temu zadaniu i obiektywnie ocenić swoje dziecko?
Uśmiech proszę
Technik radiolog, który już ćwierć wieku zajmuje się pracą związaną z promieniowaniem. W wolnym czasie - wędkarz, majsterkowicz, amator narciarstwa. Tomasz Dąbrowski – to ten, który od sześciu lat „prześwietla” uśmiechy małych i dużych Białostoczan, we własnej pracowni RTG „Atom” w Białymstoku.
Marzena Bęcłowicz: Jak zaczęła się Pańska „przygoda” z radiologią?
Tomasz Dąbrowski: W mojej rodzinie nie było żadnych tradycji, jeśli chodzi o medycynę. W liceum byłem w klasie o profilu biologiczno-chemicznym. A potem przypadkiem, jak to często w życiu bywa, „wylądowałem” w policealnym technikum na elektroradiologii. Wyuczony zawód pozwolił mi na podjęcie pracy w szpitalu wojewódzkim. Zajmowałem się tam różnymi rzeczami, ale wszystko „kręciło się” wokół promieniowania. Były to zdjęcia RTG, była tomografia komputerowa, badania gęstości kości oraz mammografia. Jednocześnie studiowałem administrację na wydziale prawa na tutejszej uczelni. Po 20 latach przyszedł taki moment, kiedy stwierdziłem, iż chciałbym stworzyć coś swojego. I tak w 2010 r. powstał ten gabinet.
Wróżka spełniająca marzenia
Kosmetyczka, wizażystka, linergistka. Pasjonatka podróży, naturalnej medycyny i piękna otaczającego nas świata. Od przeszło dwudziestu lat dba o urodę i dobre samopoczucie swoich klientek prowadząc Instytut Urody „Medea” w Białymstoku. Przedstawiam Izabelę Jasielon-Przeździecką.
Marzena Bęcłowicz: Pochodzi Pani z Olecka, tajniki zawodu zgłębiała Pani w Warszawie, a postanowiła zamieszkać i pracować w Białymstoku. Nie kusiło Panią pozostanie w stolicy?
Izabela Jasielon-Przeździecka: Nie. Do Warszawy wyjechałam tylko po to, by zdobyć wykształcenie. Skończyłam Policealne Studium Kosmetyczne przy ul. Rakowieckiej. Szkoła ta doskonale przygotowała mnie do zawodu. Po jej ukończeniu wróciłam na krótko do domu rodzinnego, jednak chcąc zdobyć doświadczenie zawodowe musiałam go opuścić. „Postawiłam” na Białystok, choćby z tego względu, że bardzo mi się podobał. Poza tym miałam i mam tu dość liczną rodzinę. Trzy lata pracowałam zdobywając doświadczenie, a potem otworzyłam własny gabinet. Jestem kosmetyczką już 23 lata. Kosmetyka to moja pasja i hobby. Jest to prawie całe moje życie. Prawie, bo prywatnie mój czas dzielę z bliskimi oraz dwoma ukochanymi kocinami. Mam kotkę Coco rasy maine coon oraz koteczkę rosyjską o imieniu Arya.
Życie z falochronem
Chirurg, urolog… idealista. Na co dzień pracuje w Samodzielnym Publicznym Zakładzie Opieki Zdrowotnej Ministerstwa Spraw Wewnętrznych w Białymstoku oraz prowadzi prywatny Gabinet Urologiczny, gdzie zajmuje się diagnostyką i leczeniem schorzeń układu moczowego i płciowego. Przedstawiam dr Pawła Andrzeja Zajkowskiego.
Marzena Bęcłowicz: Dzień, jak co dzień. Dzwoni budzik. Od czego zaczyna dzień lekarz? Myśli Pan: „jeszcze pięć minut”, czy może „co tam u moich pacjentów”?
Paweł Andrzej Zajkowski: Mój budzik dzwoni o nieprzyzwoitej porze. W szpitalu muszę być o godz. 7.00 więc nie mam czasu na „jeszcze pięć minut”. Kiedyś mój znajomy lekarz powiedział, że rano „w łóżku” robi obchód. Wtedy mnie to rozśmieszyło, natomiast dziś robię dokładnie to samo. Kiedy idę do pracy to wszystko już wiem. Mam wszystko poukładane, przemyślane i zaplanowane.
M. B.: Zawód lekarza to rodzinna tradycja, przypadek, czy spełnienie marzeń?
P. A. Z.: Ani tradycja, ani przypadek. A jeśli chodzi o marzenia, to było to raczej marzenie mojej mamy, która chciała mieć lekarza w rodzinie. Mnie zawsze pociągała praca związana z emocjami i stresem. Tkwi we mnie potrzeba ciągłego stresu, takiego wyważonego, który nie rozkłada człowieka na łopatki, ale jest budujący. Lubię czuć taką pozytywną adrenalinę, która wiąże się właśnie z pracą na bloku operacyjnym. Myślę, że gdybym nie był lekarzem, to być może zostałbym pilotem. Mam nawet takie marzenie, by zrobić kiedyś licencję pilota turystycznego.
Rodzinne specjalistki
O pracy lekarza, medycynie i zdrowiu. Ale też o pasjach, hobby i spędzaniu wolnego czasu. Z Anną Majewską i Anetą Zabielską-Drągowską, specjaliści medycyny rodzinnej z Poradni „Twój Lekarz Rodzinny” z Białegostoku, rozmawia Marzena Bęcłowicz.
Marzena Bęcłowicz: Zmagają się Panie na co dzień z chorobami, ale też z codziennymi problemami pacjentów. Jednemu faktycznie coś dolega, drugi chce po prostu porozmawiać lub poradzić się. Lekarz rodzinny niejednokrotnie leczy więc i ciało, i umysł. Zatem sięgnijmy pamięcią wstecz. Co zdecydowało o tym, że wybrały Panie taki zawód?
Anna Majewska: Mój zawód, to moja pasja. Jest to, co prawda, ciężka i trudna praca, ale nie wyobrażam sobie innej. W moim domu rodzinnym zawsze panowała „medyczna atmosfera”, ponieważ pochodzę z rodziny z tradycjami medycznymi. Lekarzem była moja mama - Magdalena Stojak oraz mój wujek. Od dziecka więc wiedziałam, jak wygląda i jak bardzo wymagająca jest to praca. Mama była bardzo ciepłą osobą. Zawsze z dużym poświęceniem pomagała swoim pacjentom, również wtedy, gdy już sama zmagała się z ciężką chorobą. To od niej nauczyłam się szacunku, empatii i wrażliwości na drugiego człowieka. Pochylenia się nie tylko nad jego fizycznym, ale również duchowym cierpieniem. Mój zawód uczy mnie każdego dnia ogromnej pokory i świadomości, że życie jest kruche. Trzeba więc je zawsze doceniać w każdym jego aspekcie i w każdej chwili.