Piłka, druga miłość
- Poniedziałek, 17 grudzień 2018 11:58
Ambicja, charakter i charyzma. Oni mają to wszystko. Mają sport we krwi. I choć - jak żartują - mają swoje lata, piłka nadal ich kręci i nie mogą bez niej żyć. Oto zakładowa drużyna piłkarska Kabo Choroszcz.
Zakład mięsny Kabo z Choroszczy kojarzony jest z pewnością z produkcją wędlin suchych i podsuszanych, wśród których najbardziej znaną jest kiełbasa biebrzańska. Niewiele osób jednak wie, że jest coś jeszcze, co wyróżnia Kabo - to zakładowy duch sportu.
- Mamy zakładową drużynę piłki nożnej - mówi Wojciech Ciborowski, dyrektor ds. produkcji z Zakładu mięsnego Kabo. - Poza tym wielu pracowników stawia na aktywność fizyczną. Ja przez wiele lat grałem w piłkę nożną, teraz ćwiczę cross fit.
Okazuje się, że wiele osób zatrudnionych w Kabo związanych jest ze sportem. Nie ma w tym nic dziwnego skoro Anatol Borowik, współwłaściciel Zakładu jest wzorem do naśladowania, m.in. gra w golfa oraz regularnie ćwiczy.
- Stawiam na aktywność i agituję do niej pracowników - mówi Anatol Borowik. - Wielu z nich trenuje i rozpowszechnia tę aktywność wśród innych. Sport mocno wiąże ludzi, dlatego też zawodnikami drużyny są również nasi byli pracownicy, którzy poprzez piłkę ciągle mają z nami kontakt.
Udało mi się porozmawiać z kilkoma przedstawicielami zakładowej drużyny Kabo Choroszcz, a radość jaką widziałam na ich twarzach, kiedy opowiadali mi o swojej pasji, była ogromna.
- Drużyna powstała, ponad 20 lat temu, z naszej inicjatywy - wspomina Andrzej Dziermański. - Zapytaliśmy prezesa, czy nie wsparłaby naszej pasji. Zgodził się bez wahania. Do tej pory Zakład sponsoruje nam wynajem hali w Choroszczy, gdzie ćwiczymy zimą i boisko Orlik, na którym trenujemy latem.
- Praktycznie każdy z naszej drużyny miał wcześniej styczność z piłką. Jedni grali w LZSach w Choroszczy, są też chłopaki z młodzików z Jagiellonii. Sport daje nam wszystkim wielką satysfakcję. Po prostu lubimy grać - dodaje Robert Szeremeta.
Na swój pierwszy turniej drużyna Kabo Choroszcz pojechała do Moniek. Jak wspominają byli wtedy zupełnymi amatorami i zajęli… przedostatnie miejsce.
- Na turnieju przyszło nam zmierzyć się z zawodnikami w wieku dwudziestu, dwudziestu kilku lat. A my, cóż… trochę odstawaliśmy od nich wiekiem. Wstyd powiedzieć, ale dostaliśmy wtedy niezły łomot. Piłkarz jest jak lekkoatleta – młody, szczupły, a my nadawaliśmy się wówczas bardziej do pchnięcia kulą, niż do biegania za piłką. Było ciężko, ale doskonale się bawiliśmy – wspominają ze śmiechem panowie.
Porażka w Mońkach zmotywowała ich do tego stopnia, że zaczęli trenować jeszcze więcej i kiedy za rok znów stawili się na turnieju, wywalczyli drugą pozycję.
- To był dla nas ogromny sukces. Na meczu nikt „nogi nie odstawiał”. Uwierzyliśmy w siebie jeszcze bardziej i z jeszcze większą ochotą chodziliśmy na treningi. Przez lata wzięliśmy udział w wielu turniejach, raz wygrywaliśmy, raz przegrywaliśmy, jednak to nie zwycięstwa były najważniejsze. Gra nas cieszy, bawi, czujemy się spełnieni - mówi z kolei Paweł Kamiński.
- Choć myśl o zwycięstwie jest zawsze gdzieś z tyłu głowy, nam chodzi też o to, by się spotkać i integrować. Dlatego też często umawiamy się na mecze towarzyskie z zawodnikami z innych zakładów, gramy też na tzw. „działy” naszego Zakładu, czyli sami ze sobą. Na takie mecze przyjeżdżają nasze rodziny i mocno nam kibicują. Wprowadzamy też do drużyny swoich bliskich, dzieci. Kto wie może za kilka lat, właśnie one dołączą do drużyny i nas zastąpią. I tylko czasem nasze żony narzekają, że znów nie ma nas w domu, że trening, mecz, turniej. A to przecież nasza druga miłość… - dodają zawodnicy Kabo Choroszcz.
MB, Fot. Kabo, MB
Na zdjęciu od lewej: Paweł Kamiński, Andrzej Dziermański, Wojtek Ciborowski i Robert Szeremeta – Kabo Choroszcz.